331 stron, książkę pożyczyłam z Chaty Cyborga w Bielicach
To jest książka o rasizmie. Opis na okładce głosi: „Dzieło satyrycznego geniusza w szczytowej formie, kwestionuje niemal każdą obiegową prawdę na temat amerykańskiego społeczeństwa. Poruszająca opowieść, niebywałe i niebywale zabawne oskarżenie naszych czasów.”
Zgadzam się ze wszystkim, tylko ta ‚zabawność’ jakoś mi nie leży. To jest ten rodzaj zabawności, kiedy naśmiewamy się z PISu: wszyscy wiemy co to są za ludzie i jakie mają pobudki i heheszki sobie z nich robimy, wiadomo. Ale jak człowiek zda sobie sprawę, że są przy władzy, że idą jak fadroma i niszczą po drodze wszystko (robiąc z siebie idiotów, nieustannie), to już jest jakby mniej śmieszne, bo dotyczy to nas i ciągnie nas wszystkich w dół z całych sił, czy nam się to podoba, czy nie.
Z rasizmem w Ameryce ( i chyba wszędzie indziej) jest bardzo podobnie: można się z niego śmiać, ale nie zmienia to faktu, że istnieje i bardzo wielu ludzi dotyka i niszczy.
A książka jest dobra i zabawna, przy czym, jak wspomniałam, ta radość to trochę przez łzy w tym przypadku.
Oto próbka:
„Gdyby ten nagi starzec łkający na moim podołku urodził się gdzie indziej, na przykład w Edynburgu, być może dziś nosiłby już tytuł szlachecki. „Powstań, sir Sorgo, baronie Dickens. Sir Asfalcie. Sir Bam z Bo.” Gdyby był Japończykiem i zdołał przetrwać wojnę, kryzys gospodarczy i zespół Shonen Knife, to całkiem możliwe, że zostałby jednym z tych osiemdziesięcioklikuletnich aktorów teatru Kabuki, których traktuje się z takim szacunkiem, ze kiedy wchodzą na sceną w drugim akcie Kyo Ningyo, wita się ich oklaskami, a konferansjer ogłasza przerwę i zapowiada przyznanie im rządowej pensji. „W roli kurtyzany Oguruma, Lalki z Kyoto, Żyjący Skarb Narodowy Japonii, Sorgo >>Kokojin<< Jenkins VIII”. Miał jednak pecha urodzić się w kalifornijskim Dickens i w Ameryce Sorgo nie budzi dumy: jest Narodową Żenadą. Problemem afroamerykańskiego dziedzictwa, czymś, co należy usunąć, wykreślić z historii rasy […].”
Ciekawe spojrzenie, polecam 🙂